Najnowsze wpisy


Leśne myszy (Opowiadanie dla dzieci)
Autor: gosia_bs
06 maja 2020, 20:54

Leśne myszy

I

W pewnym lesie pod wielkim dębem mieszkała rodzina myszy. Rodzina składała się z Taty Myszora, Mamy Myszy i piątki dzieci myszątek - dwóch chłopców i trzech dziewczynek. Rodzice często ostrzegały dzieci przed niebezpieczeństwem grożącym im ze strony drapieżnych zwierząt i ptaków. Kiedy mama i tata wychodzili szukać pożywienia, małym myszkom nie wolno było ani hałasować, ani tym bardziej wychodzić z norki. 

 

Pewnej nocy, kiedy rodziców nie było, najstarszy myszor powiedział do reszty rodzeństwa:

Wychodzę i spróbuje znaleźć coś do jedzenia. 

Bracia i siostry próbowali  go powstrzymać, jednak myszor był bardzo uparty. Na nic zdały się ich prośby i błagania oraz przypominanie o niebezpieczeństwie, o którym tak często mówili rodzice. Myszor uznał, że jest już wystarczająco duży, aby szukać pożywienia samodzielnie. 

 

Małe myszki zasnęły, bo była już późna noc. Nad ranem obudził ich hałas. To najstarszy myszor przyniósł im ziarna i kilka owadów. 

Super! - powiedziały myszki i rzuciły się na jedzenie. Kiedy wrócili rodzice, myszki były już tak najedzone, że prawie pękały im brzuszki. Kiedy wyjaśniły skąd wzięły tyle jedzenia rodzice bardzo się zdenerwowali na myszora. 

Przecież to było bardzo niebezpieczne. Ktoś mógł Cię zaatakować. - powiedział tata. 

Tak samo jak i Was, - odpowiedział niegrzecznie myszor dodając - świetnie sobie dziś poradziłem, dlatego zamierzam się od was wyprowadzić i zamieszkać sam. 

 

Rodzicom zrobiło się przykro, jednak postanowili nie zabraniać synowi przeprowadzki. Jeszcze tego samego dnia najstarszy myszor spakował tobołek, pożegnał się z rodziną i poszedł szukać nowego domu dla siebie. Obiecał, że odwiedzi ich wkrótce. 

II

Minęło kilka dni. Myszy ciągle myślały o tym jak radzi sobie najstarszy myszor. 

Mój brat coś długo nie przychodzi w odwiedziny - powiedział młodszy myszor, - pewnie jest tak zajęty, że zupełnie o nas zapomniał. 

Rodzice martwili się o najstarszego syna, zaczęli wypytywać o niego zwierzęta leśne, jednak żadne z nich nic nie wiedziało. 

Ja też wyruszę i się uniezależnię - powiedział młodszy myszor. Mama spojrzała na tatę, a tata na mamę. Postanowili jednak znowu nic nie mówić. Młodszy myszor wyruszył z tobołkiem następnego dnia, po czym słuch o nim zaginął. 

 

Kiedy najstarsza myszka troszkę podrosła, powiedziała, że również i ona chce zamieszkać sama, tak jak jej starsi bracia, którzy z pewnością tak świetnie się bawią, że zupełnie zapomnieli o rodzinie.   Rodzice tylko kiwnęli porozumiewawczo głowami i już na drugi dzień myszka stała w drzwiach z tobołkiem i żegnała się z rodziną. Także i ona zniknęła i jakby zapadła się pod ziemię. Kilka dni później jej młodsza siostrzyczka powiedziała, że też opuszcza dom. Rodzice znowu nic nie powiedzieli, było im przykro, ale postanowili, że dzieci będą się uczyć na własnych błędach. Mała myszka wyruszyła w poszukiwaniu nowego domu kolejnego dnia.

 

Tydzień później rodzice z najmłodszą myszką jedli śniadanie, kiedy usłyszeli jakiś hałas przed norką. Wybiegli szybko z domu i zobaczyli najstarszego myszora leżącego niczym martwy przy wejściu. Podbiegli do niego i tata zaniósł go do nory. Był wyczerpany i głodny. Mama szybko przyniosła mu coś do jedzenia. Kiedy myszor doszedł do siebie opowiedział rodzicom swoją przygodę. 

To było straszne, powiedział. Już pierwszego dnia zgubiłem się w lesie. Nie byłem też w stanie znaleźć nic do jedzenia. 

Trudno o jedzenie, bo idzie zima, synu - odpowiedziała mama - dlatego zrobiliśmy duże zapasy. Wiadomo, że w zimie trudno o jedzenie. 

Teraz już to wiem. - powiedział ze smutkiem myszor.  - błąkałem się po lesie bardzo długo, chciałem was odnaleźć, jednak byłem strasznie głodny i słaby. Potem porwało mnie jakieś ptaszysko i zaniosło daleko stąd. Na szczęście udało mi się uciec. Dlatego podróż do domu zajęła mi tyle czasu. Powinienem przeczekać zimę i opuścić dom dopiero na wiosnę. Dlaczego mi nie powiedzieliście? - zapytał na koniec.

Ponieważ byś nie posłuchał - odpowiedział tata - tak bardzo chciałeś stać się samodzielny. Chcieliśmy, żebyś sam się przekonał i to zrozumiał. 

Teraz rozumiem doskonale. Tak się cieszę, że znowu Was widzę!

 

Kolejnego dnia sytuacja powtórzyła się. Tym razem przed norką znaleźli młodszego syna. Z nim było podobnie. Nie znalazł nic do jedzenia i postanowił wrócić. Na trzeci dzień wróciły również obie dziewczynki. Były zapłakane i długo nie mogły dojść do siebie. 

 

Rodzeństwo przezimowało wraz z rodzicami świetnie się bawiąc ze sobą, natomiast w poszukiwaniu nowych przygód wyruszyli dopiero wiosną kiedy już dzień był dłuższy i było dużo łatwiej przetrwać. A kiedy już wszyscy znaleźli swoje nowe domy często odwiedzali rodziców. Wiedzieli, że rodzice zawsze będą je bardzo kochać i często wspominali swoją nieudaną przygodę, a potem podziękowali rodzicom, że pozwolili im nauczyć się na błędach. Dzięki temu w późniejszym życiu podejmowali bardziej przemyślane decyzje. 

 

Koniec




Opowiadania dla dorosłych
Autor: gosia_bs
04 maja 2020, 22:17

Opowiadania dla dorosłych

 

Dziewczynka w różowej sukience

 

I

Było piękne majowe popołudnie. Jak zwykle budzik zadzwonił o wiele za wcześnie. Poleżała jeszcze w łóżku jakieś pięć minut, po czym niechętnie wstała. Kolejny nudny dzień,  pomyślała. Znowu trzeba wziąć prysznic, umyć włosy, znowu kawa, śniadanie, aż pięć minut dla siebie, a potem wyścig z czasem w drodze do pracy, znowu stanie w korkach, co dzień większych. Znowu całodzienna harówka, a czas wolny będzie miała dopiero po dwudziestej. Padnie z nóg i znowu budzik zadzwoni o wiele za wcześnie. Uczyła w lokalnej szkole i jeszcze paru innych, żeby spłacić kredyt, ale jakoś nigdy jej się nie udało nic odłożyć. Lubiła swój zawód, ale tyle godzin w pracy było niezmiernie męczące. 

Otworzyła okno. Popatrzyła na zegarek. Było parę minut po siódmej, więc zdecydowała, że jeszcze przez chwile poobserwuje świat za oknem. Lubiła patrzeć przez okno, była to jedna z jej największych przyjemności dnia, jej pięć minut. Lubiła patrzeć jak uliczka zmienia wygląd; wiosną z przepięknie kwitnącymi i pachnącymi drzewami, latem z zielenią trawy, jesienią zmokniętą i poszarzałą  i pokrytą białym puchem lub też ostatnio zupełnie czarną zimą. Uwielbiała wiosnę i pierwsze promyki słońca. Dziś był przepiękny dzień, a bzy pachniały jak jeszcze nigdy dotąd. W powietrzu wyczuła coś dziwnego. Coś zapowiadało, że ten dzień będzie inny. Jej intuicja była silna, jednak czasami ja zawodziła. Zignorowała dziwne przeczucie. Dzien jak kazdy inny, pomyślała i spojrzała na zegarek. Siódma piętnaście. Trzeba pójść do pracy. 

Nagle, kątem oka dostrzegła coś różowego. Mignęło i zniknęło za rogiem. Ten kolor był dziwnie znajomy. Szybkim ruchem zamknęła okno i zupełnie nieświadomie wybiegła na ulice w kapciach zostawiając za sobą otwarte drzwi mieszkania. Pobiegła w kierunku różowego koloru, który zniknął przed chwilą za rogiem. Kiedy dobiegła za róg, z daleka zobaczyła małą dziewczynkę w różowej sukience na końcu ulicy. Dziewczynka zniknęła za kolejnym rogiem. Zuza przyspieszyła, jednak potknęła się o krzywe płytki chodnikowe i jak długa upadła na ziemię. 

Jasna cholera -  zaklęła pod nosem. 

Upadając jednak uświadomiła sobie skąd zna ten kolor. Kiedy była dzieckiem miała identyczną różową sukienkę. Ciotka z Niemiec przysłała ją w paczce i Zuza pomyślała wtedy, że jest to najpiękniejszy kolor jaki kiedykolwiek widziała. Sukienkę zakładała tylko na specjalne okazje, a kiedy z niej wyrosła, i matka bez pytania  oddała ją młodszej kuzynce, była przez tydzień najbardziej nieszczęśliwą istotą we wszechświecie. 

“To moja sukienka”, pomyślała, czując się znowu dzieckiem; wstała i pobiegła dalej. Dziewczynka znowu skręciła w kolejna uliczkę i mimo, że szła powoli, a Zuza biegła na tyle szybko na ile pozwalały jej kapcie, odległość między nimi była ciągle taka sama. Zuza krzyknęła:

Dziewczynko, zaczekaj!

Jednak tamta zdawała się nie słyszeć. Ciągle znikała za kolejnymi rogami ulic. Po jakichś dwudziestu minutach obie znalazły się w ślepym zaułku. Każda z nich na przeciwnym końcu. “Mam Cię!”, szepnęła Zuza. Dziewczynka zatrzymała się przed murem, który uniemożliwiał jej kontynuacje spaceru. Po obu stronach ulicy znajdowały się rzędy starych kamienic. 

II

Kiedy Zuza znajdowała się jakieś dwa metry za plecami dziewczynki, również się zatrzymała. 

Hej, mała -  powiedziała, - Skąd masz tę sukienkę?. Dziewczynka powoli odwróciła się. Zszokowana Zuza uświadomiła sobie, że dziewczynka jest do niej bardzo podobna, a właściwie wygląda identycznie jak Zuza jako dziecko. Dłoń Zuzy powędrowała w kierunku jej ust zakrywając je.

 O Boże - szepnęła,  - Kim Ty jesteś?

Przecież wiesz - odpowiedziała dziewczynka -  Mam na imię Zuza. 

To niemożliwe-  szepnęła Zuza. 

A jednak tu jestem -  odpowiedziała dziewczynka. 

Ale dlaczego? -  zapytała Zuza. 

W życiu dotarłaś w ślepy zaułek, prawda? Od lat ta sama słabo płatna praca, w której nie masz już szans na rozwój. To samo małe mieszkanko, nie warte tej fortuny, którą za nie spłacasz. Zero czasu dla siebie. Nie masz dzieci, faceta, kompletnie nie masz na nic czasu. Spójrz na siebie! Przydałby Ci się fryzjer i kosmetyczka, lepsze ciuchy, ale Ciebie na nie nie stać. -  odpowiedz dziewczynki brzmiała zupełnie jak odpowiedz dorosłej kobiety -  Zobacz, chcę Ci coś pokazać - dodała - Wybierz któreś z tych drzwi. 

Zuza popatrzyła na budynki po prawej i po lewej stronie, a następnie wybrała pierwsze z brzegu brązowe obdarte z farby drzwi. 

Otwórz - powiedziała dziewczynka. 

Zuza mocno nacisnęła klamkę i powoli otworzyła drzwi, trochę obawiając się tego, co może być w środku. 

Otwórz szerzej, nie bój się - dodała dziewczynka. 

Zuza otworzyła drzwi szerzej i nie mogła uwierzyć własnym oczom. A oto co zobaczyła w środku: 

 

To była ona, Zuza, tylko wyglądała jakoś inaczej. Miała na sobie drogie ciuchy, świetnie zrobiony makijaż, idealnie pasującą do jej twarzy fryzurę i przepięknie zrobiony manicure. Siedziała w fotelu z założoną nogą na nogę przeglądając magazyn. Chwilę później podszedł do niej ciemnowłosy mężczyzna i pocałował ją na powitanie, a potem Zuza zobaczyła dwójkę dzieci bawiących się na podłodze klockami; przepiękną jasnowłosą dziewczynkę i energicznego rudowłosego chłopca. 

 

Zuza zamknęła drzwi i pytająco spojrzała na dziewczynkę. 

Przecież wiesz - odpowiedziała - tak mogłoby teraz wyglądać Twoje życie, gdybyś kiedyś skorzystała z pewnej szansy. Ty jednak zignorowałaś ją. 

Serio? Kiedy? - zapytała zdziwiona Zuza.

Pamiętasz kiedy byłaś jeszcze na studiach, miałaś szansę wyjechać na stypendium. Niestety nie chciało Ci się pouczyć trochę i zdać egzaminu z hiszpańskiego. Pamiętasz, prawda? 

Zuza pamiętała bardzo dobrze. To prawda, nie chciało jej się. I zmarnowała taką szansę. Wolała chodzić na imprezy i plotkować z koleżankami. 

Rozumiem, że gdybym wtedy wyjechała, to poznałabym tego przystojniaka i założyłabym z nim rodzinę? A teraz mogłabym realizować swoje pasje i realizować siebie jako matka. Boże jaka byłam głupia! - wykrzyknęła Zuza. 

Zawsze myślała, że świetne okazje przytrafiają się tylko innym, nigdy jej. A teraz to. Po prostu nie dostrzegła takiej okazji. 

Jakich jeszcze innych okazji nie dostrzegłam? - zapytała dziewczynkę. 

Dowiesz się gdy otworzysz kolejne drzwi - odpowiedziała.

III

          Zuza rozglądnęła się i wybrała drzwi pomalowane na jasno niebieski kolor. Wyglądały na całkiem nowe. Nacisnęła klamkę.

 

Zobaczyła grupę studentów słuchających wykładu i  sama zaczęła się wsłuchiwać. Był to wykład z fizyki jądrowej. Ale głos brzmiał dziwnie znajomo. Przecież to jej własny głos! Tylko skąd wiedziała tyle rzeczy na temat fizyki? Studenci słuchali jak zaczarowani i robili notatki, a potem zadawali setki pytań. Cierpliwie odpowiadała na każde z nich. 

 

Ponownie  zaskoczona Zuza spojrzała na dziewczynkę pytająco.

Pamiętasz jak przed rozpoczęciem studiów nie mogłaś się zdecydować czy wybrać fizykę czy też matematykę? Stwierdziłaś, że po fizyce nie będzie dla Ciebie pracy. Byłabyś jednak teraz słynnym wykładowcą jeżdżącą z wykładami po całym świecie zamiast być nauczycielką matematyki w jednej z przeciętnych szkół w tym miasteczku. 

 

          Zuza zrozumiała, że to była kolejna zmarnowana szansa. Teraz byłaby celebrytką i nie musiałaby martwić się czy starczy wypłaty do końca miesiąca. Pomyślała, że to niemożliwe, że w jej życiu była jeszcze jakakolwiek inna szansa na lepsze życie, których nie dostrzegła. Podbiegła z wściekłością do czarnych ogromnych drzwi i otwarła je jednym ruchem. 

 

Tym razem Zuza, którą zobaczyła, wyglądała znacznie gorzej niż ona sama. Z przerażeniem odkryła, że była pijana. Przeszukiwała szafki i szuflady w poszukiwaniu resztki alkoholu, lub też jakichś przypadkowo pozostawionych tam pieniędzy. Ubrania miała brudne, włosy w strasznej kondycji, chyba niemyte od kilku tygodni. Wnętrze wyglądało koszmarnie. Panował w nim brud i chaos. 

 

O Boże - szepnęła Zuza - chyba pamiętam - dodała po chwili. Pamiętała, że po tym jak zerwał z nią chłopak, była tak nieszczęśliwa, że pustkę zaczęła wypełniać alkoholem. Na szczęście wyciągnęła ją z tego przyjaciółka, Baśka, zabierając na terapię. Od tego czasu nie wypiła nawet kropli alkoholu. 

Czyli tak by się to skończyło? - zapytała.

Wiesz, wiele z Twoich wyborów w życiu było całkiem słusznych. - powiedziała dziewczynka. - nie jest z Tobą aż tak źle.

Ledwie skończyła mówić, a Zuza szarpała już klamkę kolejnych drzwi. Te jednak były zamknięte. 

To drzwi do Twojej przyszłości. Ona zależy od Ciebie. Od Twoich wyborów. 

Chcesz powiedzieć, że nawet teraz mogę coś zmienić? Że nie będę do końca życia tyrać w tym zawodzie kompletnie wypalona od kilku już lat?  

Ależ oczywiście, w Twoim życiu pojawi się jeszcze kilka szans. Musisz je tylko umieć dostrzec i dobrze wykorzystać - odparła dziewczynka. 

IV

          Zastanawiając się przez chwilę nad swoim życiem, Zuza nagle zauważyła, że jest zupełnie sama na końcu ślepej uliczki. Rozejrzała się wokoło, ale dziewczynki nigdzie nie było. Nagle poczuła ścisk żołądka. Spojrzała na zegarek. Dochodziła dziewiąta. 

Boże, nie poszłam do pracy - jęknęła. Uświadomiła sobie też, że jest w kapciach i że wybiegając z mieszkania zostawiła otwarte drzwi. Przechodzący obok mężczyzna spojrzał na nią jak na wariatkę. Spuściła głowę i pobiegła z powrotem do mieszkania. Na szczęście nic nie zginęło, jednak na telefonie miała dziesięć nieodebranych połączeń. Sprawdziła numer. Wszystkie z pracy. Oddzwoniła i pod wpływem chwili powiedziała, że nie wróci już do pracy ani dziś, ani jutro, ani nigdy. Miała już serdecznie dość. Usiadła i obejrzała film, na który nigdy nie miała czasu. Zarezerwowała też wizytę u fryzjera i kosmetyczki. 

Wieczorem wyszła z domu, stwierdzając, że spacer dobrze jej zrobi. Pierwszy raz od wielu lat nigdzie się nie spieszyła. Szła powoli, dostrzegając wiele szczegółów na które wcześniej zupełnie nie zwracała uwagi. Zobaczyła ogłoszenia o wystawach w muzeach, o koncertach i przedstawieniach teatralnych oraz warsztatach samorozwojowych. Uświadomiła sobie właśnie, że jej miasto skrywa tyle nieznanych jej ciekawych miejsc. Postanowiła, że jutro zrobi listę i odwiedzi przynajmniej dziesięć z nich. Jutro zadzwoni też do dawnych koleżanek i spróbuje odnowić z nimi zapomniane przyjaźnie. Miło byłoby powspominać z kimś dawne czasy szkolne czy uniwersyteckie. Tak, zrobi to jutro. 

W drodze powrotnej do domu, postanowiła na chwilę usiąść na ławce pod drzewem, aby jeszcze przez chwilę delektować się przyrodą; szumem drzew, ich zielenią, hałasem dobiegającym z pobliskiego placu zabaw. Na chwilę zamknęła oczy. Nagle usłyszała nad sobą męski głos:

Przepraszam, czy mogę się dosiąść? 

Normalnie zareagowałaby w dramatyczny sposób :  oczywiście, że nie i co Pan sobie w ogóle wyobraża, jednak teraz przepełniona spokojem popołudniowego odpoczynku odpowiedziała: 

Tak, proszę. 

 

     Miał na imię Krzysiek. Chwilę porozmawiali, a potem zaprosił ją do kawiarni. Okazało się, że właśnie otwiera firmę i szuka pracowników. Dziwnym trafem okazało się również, że jej kwalifikacje są odpowiednie, a wypłata którą by otrzymywała była dwukrotnie wyższa niż pensja nauczycielska. Oczywiście na początek. Potem możliwość awansu i podwyżki. Kiedy odprowadził ją do domu i zaproponował kolejne spotkanie, oraz, aby wymienili się numerami telefonów, wiedziała, że tym razem nie zmarnuje swojej szansy. 

 

Koniec

          




Opowiadania dla dzieci
Autor: gosia_bs
Tagi: opowiadania  
04 maja 2020, 18:27

 

Nieposłuszne niedźwiadki

I

Dawno, dawno temu, a może całkiem niedawno, żyły sobie w lesie dwa niedźwiadki z mama. Pewnego dnia kiedy mama zawołała je na obiad postanowiły się ukryć, poniewaz wlasnie wymyśliły swietna zabawe. Mama wołała i wołała, a niedźwiadki siedziały ukryte w gąszczach. Kiedy mama przestała juz wołac, kontynuowały zabawe. Wcale nie zauważyły, że zaczęło się już ściemniać, a one coraz bardziej oddalały się od domu. W pewnym momencie były tak zmęczone, że zasnęły pod krzakiem leszczyny. 

Kiedy obudziły się rano, okazało sie ze sa bardzo głodne. Zjadły kilka orzechów i postanowiły wrócić do domu. Było już południe, a one nadal błądziły po lesie i nie mogły znaleźć powrotnej drogi do domu. 

Smutne usiadły wreszcie pod wysokim dębem. Nagle na gałezi zobaczyły wrone. 

Kra, kra - powiedziała - co wy tu robicie?

Zgubiliśmy się. Mieliśmy świetną zabawę, a teraz nie możemy znaleźć drogi do domu. Wiesz może gdzie jest nasz dom? - zapytał jasno brązowy niedźwiadek. 

Kra, kra, ależ oczywiście. Zaprowadzę was tam zaraz. - zakrakała wrona - mama sie na pewno bardzo o was martwi.

O tak! - krzyknęły uradowane niedźwiadki.

Były tak szczęśliwe, że od razu pobiegły za wrona. Szły i szły, droga była dziwnie daleka. Wreszcie doszły na polanę, gdzie stał bardzo stary dom. 

Ale to nie tu! My tu nie mieszkamy! - krzyknął ciemno brązowy niedźwiadek. 

Kra, kra, to jest jedyny dom który znam w tej okolicy - zakrakała wrona - lepiej zapukajcie i zostańcie tu na noc, bo już się ściemnia. Ja tymczasem polecę rozglądnąć się po okolicy i rano zaprowadzę was do mamy.

Dobrze - odpowiedziały uspokojone niedźwiadki. 

Wrona odleciała, a niedźwiadki zapukały do chatki. Otworzył im staruszek. Uśmiechnął się i zaprosił je do środka.

Pewnie jesteście bardzo głodne? - powiedział - Mam tu trochę żołędzi. Zostańcie na noc. Mieszkam sam i rzadko mnie tu ktoś odwiedza. 

Niedźwiadki z chęcią zaczęły zajadać się orzechami, a potem zasnęły.  

Kiedy obudziły się rano, z przerażeniem odkryły, że są związane grubym sznurkiem.

Dzień dobry - usłyszały głos staruszka. Podszedł do nich i uśmiechnął się. - Jak tam wasze nastroje? Zaraz przygotuje dla was pyszne śniadanie. 

Dlaczego nas związałeś? - zapytały zrozpaczone niedźwiadki.

A tak tylko, żebyście mi nie uciekły. Podrośnięcie i wtedy przerobie was na skórę i mięso. - odpowiedział staruszek.

Niedźwiadkom zjeżyło się futro. Doznały szoku i nie były w stanie wydusić z siebie ani jednego dźwięku. 

Na drugi dzień staruszek przywiązał niedźwiadki do dwóch grubych sosen w pobliżu chaty. Przyniósł im też dużo smakołyków, aby szybko rosły. 

II

Niedźwiadki pomyślały, że jeśli nie będą jadły to wcale nie urosną, ale kiedy tylko zaczął doskwierać im głód zapomniały o swoim pomyśle. Od tej pory tylko jadły i jadły z nudów i ze smutku. Pomyślały, że wkrótce nadejdzie ich koniec. Bardzo żałowały, że nie posłuchały mamy, kiedy je wołała. 

Trzeciego dnia niewoli niedźwiadki dostrzegły wrone na gałęzi. 

Zdrajczyni! - krzyknął jasno brazowy niedzwiadek - dlaczego nas tu zaprowadziłas? Ten człowiek jest bardzo zły. Powiedział, że nas utuczy i zabije. 

Kra, kra - odpowiedziała wrona - nie moja wina. Trzeba było słuchać mamy. Teraz byłybyście bezpieczne. Staruszek daje mi nagrody kiedy kogoś tu przyprowadzę. Tak więc, nie jesteście jedyni, kra,kra. 

Po tych słowach wrona odleciała poszukać nowych ofiar. Tymczasem niedźwiadki płakały i płakały aż brakło im łez, nie widząc już dla siebie żadnej nadziei. 

III

Minęło wiele dni i niedźwiadki powoli zaczeły sie stawac niedźwiedziami. Pewnego wieczoru staruszek przywiazał je z tyłu chatki poniewaz wrona obiecała przyprowadzić nowa ofiare. Był to mały dziczek, który zgubił się w lesie. Podobnie jak kiedys niedzwiadki dzik równiez spedził jedna noc w domu staruszka, a rankiem został przywiązany obok niedźwiedzi. Mały dziczek płakał tak żałośnie, że misiom również polały się łzy z oczu. Przez kilka godzin nie udało im się go uspokoić. Potem okazało sie, ze on sie ich po prostu bardzo bał. Kiedy już doszedł do siebie, ciemno brazowy niedzwiedz zapytał:

Dlaczego się nas boisz? Jestesmy tylko małymi niedzwiadkami. Nic Ci nie przecież nie zrobimy. 

Oczy dziczka rozszerzyły się.

Małymi niedźwiadkami? - zapytał - Chyba wielkimi niedźwiedziami raczej. 

Jak to? - zdziwiły się niedźwiedzie. To niemożliwe. Jestesmy mali, nie posłuchalismy mamy i zgubilismy sie w lesie, a teraz ten straszny człowiek chce nas wszystkich pożreć. 

Chyba cos sie wam pomyliło - powiedział rozbawiony dzik - naprawde nie jestescie swiadomi tego, ze nie ma tu małych niedźwiadków? Są dwa ogromne niedźwiedzie, które mogłyby same pożreć tego słabego staruszka gdyby tylko zechciały. 

Gdzie te niedźwiedzie? - misie zaczęły się rozglądać wokół.

Przeciez to wy! - wybuchnął śmiechem dzik. - Naprawde tego nie widzicie? 

Niedźwiedzie spojrzały jeden na drugiego. 

Jesteś ogromnym niedźwiedziem, bracie,  - powiedział jasno brązowy. 

Ty też - odpowiedział ciemno brązowy miś. 

No nie wytrzymam - dzik juz tarzał się ze smiechu, - naprawde nie wiedzieliscie? Powtórze jeszcze raz. Jesteście ogromnymi niedźwiedziami i z łatwością możecie pokonać starca. Na co jeszcze czekacie? 

Niedźwiedziom nie trzeba był już powtarzać. Stanęły na dwóch tylnych łapach i z łatwością zerwały krępujące ich sznury. Uwolniły też małego dzika. Następnie podeszły do drzwi i zapukały. Gdy tylko staruszek otworzył im, ciemno brązowy niedźwiedź ryknął bardzo głośno. Staruszek zatrzasnął drzwi, jednak dzik z łatwością je otworzył. Staruszek zaczął uciekać i wyskoczył przez okno. Niedźwiedzie goniły go po całym lesie, mając przy tym niezły ubaw. Oczywiście mogły go z łatwością dopaść, ale pogon wydawała się być lepsza zabawa. Wreszcie staruszek padł ze zmęczenia, bo nie miał już zupełnie sił by dalej uciekać. Niedźwiedzie i dzik okrążyły go.

Zamierzacie mnie zjeść? - zapytał starzec trzęsąc się ze strachu. 

O tak, kiedy tylko Cię podtuczymy - powiedział dzik. 

Staruszek był przerażony. 

Błagam, nie róbcie mi krzywdy! Oddam wam chatkę, i wszystko co mam! - prosił staruszek. 

Musimy się zastanowić - powiedział jasno brazowy niedzwiedz, przywiązując starca do drzewa.

Teraz pójdziesz spać, a rano powiemy Ci co postanowiliśmy. 

IV

Rankiem niedźwiedzie poinformowały staruszka, ze wcale nie miały zamiaru go zjeść. Chciały go tylko nastraszyć. Kazały obiecać mu, że już nigdy nie uwięzi zadnego zwierzecia, co też uczynił. Niedźwiedzie, powiedziały, że przyjdą go odwiedzać i sprawdzać, a jesli okaze sie, ze jednak więzi jakieś zwierzę wtedy na pewno go pożra. Starzec bał się i naprawde postanowił już nigdy nikogo nie łapać. Misie pozwoliły mu więc wrócić do chaty, a nastepnie pomogły małemu dziczkowi odnalezc mame. Potem postanowiły same wrócić do domu. Po kilku godzinach wędrówki dotarły do chatki swojej mamy, która bardzo się ucieszyła na ich widok. Bez problemu rozpoznała synów, a oni przytulali się do niej jak małe niedźwiadki. Opowiedziały o swojej przygodzie, a na koniec dodały: 

Obiecujemy już zawsze Cię słuchać, mamo.

Na koniec wszyscy razem się roześmiali. W końcu misie były już prawie dorosłe, ale z mama czuły się bezpieczniejsze. 

Koniec









Opowiadania dla dzieci
Autor: gosia_bs
Tagi: opowiadania  
04 maja 2020, 18:25

 

Dobra i zła siostra. 

 

I

Dawno, dawno temu, a może  wcale nie tak dawno, w małym domku pod lasem mieszkała matka z dwiema córkami. Dziewczyny bardzo różniły się od siebie. Jasnowłosa, niebieskooka Klara, młodsza z nich, była uczynna i pomocna. Zawsze radosna, pomagała matce ile tylko mogła i uwielbiała spędzać czas ze zwierzętami z lasu. Kilku z nich ocaliła nawet życie. Matylda, starsza o rok od Klary miała kasztanowe włosy. Była próżna i leniwa. Kiedy matka prosiła ją o pomoc, ukrywała się  na stryszku, gdzie potrafiła godzinami przyglądać się swemu odbiciu w starym, peknietym zwierciadle znalezionym kiedys w lesie. 

Ogólnie mówiąc, rodzina wiodła całkiem spokojne i radosne życie w chatce otoczonej przyrodą; obok był piękny las, a gdy szło się jedna z wielu ścieżek można było dotrzeć do strumyka lub też do jednej z pięknych leśnych polan. Można było zbierać pachnące poziomki i jagody, a jesienią grzyby. Wokół domu były jabłonie, grusze i śliwy. Matka miała grządki z warzywami i nie brakowało im nigdy jedzenia. 

Jednak kiedy dziewczyny były już prawie dorosłe matka powiedziała,

Za tydzień wyruszycie na wyprawę. Czas już, aby obie z was znalazły sobie mężów. 

Dziewczyny były w szoku. Przeciez to zawsze książę odnajduje księżniczkę, a nie odwrotnie. Matka była jednak nieugięta i mimo płaczu i próśb córek powiedziała, 

Za tydzień zamknę chatkę na klucz i czy chcecie czy też nie, będziecie zmuszone wyruszyć w podróż. Tak będzie dla was obu najlepiej. Kocham Was i tak właśnie postanowiłam. 



II

Jak powiedziała tak też zrobiła i tydzień później o tej samej porze obie dziewczyny stały przed zamknięta chatka, każda  ze swoim plecakiem z zapasami na drogę. Chcąc, nie chcąc musiały wyruszyć. 

W która strone pójdziemy? - zapytała siostre Klara.

 Matylda odrzekła:

Ja pójdę w stronę lasu i nie obchodzi mnie dokąd pójdziesz Ty. Trzymaj się ode mnie z daleka! 

Po tych słowach zaczęła biec w stronę lasu, aż całkowicie zniknęła z oczu Klary. Klarze zrobiło się bardzo przykro, że siostra potraktowała ją w ten sposób. Co było jednak zrobić? Powoli ruszyła także w stronę lasu, wiedząc, że ta właśnie droga będzie najbezpieczniejsza. 

Matylda biegła i biegła, aż do utraty tchu. Parę razy obejrzała się za siebie, ale nie widziała siostry, mimo to za każdym razem biegła jeszcze szybciej wąskimi ścieżkami, aby ją zgubić. Wieczorem dotarła do zupełnie nieznajomej części lasu, gdzie drzewa rosły rzadziej, a sam las wydawał się bardziej ponury. 

Trudno, muszę iść dalej, a jak będzie się ściemniało na pewno znajdę jakieś schronienie. - powiedziała sama do siebie. - Właściwie moze powinnismy były pójść razem?  - dodała w myślach. 

Nie lubiła Klary, poniewaz matka zawsze była z niej zadowolona, jednak w tym momencie zaczeła sie naprawde bac. Postanowiła wrócić i znaleźć siostrę, jednak zupełnie straciła orientację  i okazało się, że ciągle krąży tymi samymi ścieżkami. Wreszcie zaczęło się robić całkiem ciemno i Matyldzie popłynęły z oczu łzy.  Po chwili rozpłakała się na dobre. Kiedy wreszcie uspokoiła się, zauważyła, że ktoś ją obserwuje zza krzaka. 

Kim jesteś i czego chcesz? - zapytała odwaznie. Po płaczu czuła się wzmocniona i odważniejsza. 

Zza krzaka wyszedł lis. 

Jest już całkiem ciemno, a Ty z pewnością potrzebujesz schronienia na noc - powiedział, - podziel sie ze mna swoja kolacja, poniewaz jestem bardzo głodny, a ja pokażę Ci pobliska zagrodę, gdzie mieszkają dobrzy ludzie. Oni Cię przenocują. 

Co? - odpowiedziała wściekła Matylda - Mam podzielić się z głupim lisem kolacja? Idź sobie cos upolowac, a ja sama znajdę tę zagrodę, skoro jest gdzies w poblizu, idź już.

Po tych słowach wyjeła z plecaka kanapkę i zaczęła się nią delektować na oczach lisa. 

Zła dziewczyno, spotka Cię surowa kara za to jak mnie potraktowałeś. Kiedy tylko się obudzisz, będziesz tak brzydka, że nie poznasz własnego odbicia. - powiedział lis.

Matylda jednak za nic miała jego słowa i nadal zajadała się pyszna kanapka. Lis powoli odwrócił się i zniknął w gąszczach. Po zjedzeniu kanapki Matylda poczuła się wzmocniona i wrócił jej dobry humor, tym bardziej że w pobliżu znajdowała się jakaś zagroda i tam zamierzała przenocować. Mimo poszukiwań, jednak nie udało jej się nawet wyjść z lasu i miała wrażenie że wciąż chodzi w kółko. Wreszcie zmęczona usiadła pod drzewem i zasnęła. 

III

Kiedy Klara straciła Matyldę z oczu miała ciągle nadzieję, że siostra zaczeka na nią w lesie. Tak jednak się nie stało i gdy zaczęło się ściemniać, zmęczona Klara usiadła pod krzewem jałowca i wyjęła kanapkę, zeby sie posilic. Również i ona zauważyła obserwującego ją lisa.

Hej, lisku, pewnie jesteś głodny - powiedziała - może masz ochotę na połowę mojej kanapki? 

Dziękuję - odpowiedział lis - jesteś bardzo miła. 

Kiedy skończyli jeść, lis powiedział, że zaprowadzi Klarę do pobliskiej zagrody i tak też się stało. Przed drzwiami lis pożegnał się i czmychnął do lasu, a Klara zapukała do drzwi. Otworzyła jej miła staruszka i zaprosiła do środka. 

Na pewno jesteś zmęczona, zostań z nami na noc. Mam wolny pokój. Może zjesz z nami kolacje. Musisz być głodna. 

Dziekuje, ale właśnie zjadłam kanapkę,  - odpowiedziała Klara - jednak bardzo chętnie skorzystam z pokoju. 

Widzę, że padasz z nóg. Mój syn pokaże Ci pokój, a rano zapraszam na pyszne śniadanie. 

Dziekuje - jeszcze raz powiedziała Klara. 

Syn staruszki, Eryk, przedstawił się i odprowadził Klarę do pokoju. Był bardzo przystojny, jednak Klara nawet nie miała czasu zastanowić się czy nadawałby się na męża. Gdy tylko położyła głowę na poduszce, natychmiast zasnęła. 

Tymczasem staruszka zasiadła do kolacji z trzema synami. 

Ta dziewczyna jest piękna i miła, uważam że nadaje się na żonę dla jednego z Was. Ja jestem już stara, nie nadążam ze sprzątaniem i gotowaniem, w domu przydałaby się młoda kobieta - powiedziała. Eryku, co sądzisz? - zapytała najstarszego syna. 

Myślę, że mogłaby zostać tu przez kilka tygodni na próbę i wtedy zdecydujemy? 

Dobrze - odpowiedziała staruszka. Zaproponuje jej nocleg i posiłki w zamian za sprzątanie i gotowanie. 

Rano zjedli wszyscy razem sniadanie wspólnie z Klara, a staruszka złożyła jej propozycje. Klara jednak czuła, że nie jest to jej miejsce, mimo przychylności tych ludzi.  Podziękowała grzecznie i postanowiła wyruszyć w dalsza podroz.

No cóż - powiedziała ze smutkiem staruszka - nie zatrzymam Cię siła, gdybyś jednak kiedyś zmieniła zdanie, wróć do nas. 

Oczywiście - odpowiedziała Klara - jeszcze raz dziekuje za nocleg i śniadanie. 

Po czym wyruszyła w dalsza droge kierujac sie na zachód. 

IV

Matylda obudziła się czując chłód i ból w plecach po tak niewygodnej nocy pod drzewem. Chciała się posilić, jednak zauważyła, że jej plecak pogryzły leśne myszy i wyjadły z niego resztki jedzenia. Strasznie się zezłościła, nie mogła jednak nic zrobić i postanowiła ruszyć w dalsza droge. 

Cały poranek błądziła po lesie, dopiero koło południa udało jej się dotrzeć do zagrody. Z daleka zobaczyła bardzo przystojnego młodzieńca. Był to średni syn staruszki. Dawid był tak przystojny, że Matylda bez zastanowienia po prostu postanowiła że zostanie on jej mężem. Podeszła bliżej. Gdy tylko chłopak ją zauważył, doznał prawdziwego szoku. 

Czego tu szukasz, szkarado? Przeraziłaś mnie swoim wyglądem. Odejdź stąd, bo spuszczę na Ciebie psy - powiedział ze złością. 

Wtedy Matylda przypomniała sobie co poprzedniego wieczoru powiedział lis. 

Nie, to niemożliwe - powiedziała. 

Obok stało wiadro z woda, mogła więc spojrzeć na swoje odbicie. Przeraziło ją to co zobaczyła. Stara twarz pokryta brodawkami, krzywy nos , na głowie jakieś kołtuny, jedno oko zupełnie białe. Odskoczyła od wiadra jak oparzona i pobiegła jak najszybciej do lasu odnaleźć lisa, aby odczarował rzucony na nią urok. Cały dzień krążyła po lesie, a kiedy nastała noc była wyczerpana i głodna. Kolejna noc spędziła pod drzewami. Również i rano była kompletnie pozbawiona sił. Nie miała nawet siły wstać i wtedy właśnie zobaczyła lisa. Stał nad nią i przyglądał się z zadowoleniem. 

Ty wstrętny lisie - szepnęła, bo nie miała sił krzyczeć - natychmiast mnie odczaruj. 

Dobrze, ale będziesz dla mnie pracować przez 5 dni.

Zgoda - odpowiedziała dziewczyna, nie widząc już innego wyjścia. 

Najpierw odpracujesz, a potem Cię odczaruje - powiedział lis - bo jeszcze bys  uciekła. Potem podał jej garść jagód zebranych w lesie. Dziewczyna zjadła je łapczywie. 

Jest tylko jeden problem - dodała - nigdy w życiu nie pracowałam. 

Nie ważne, najwyżej zajmie Ci to więcej czasu. - odpowiedział lis. - no i, co najważniejsze, nauczysz się pracować. 

Co mam zrobic? Nie traćmy więcej czasu. - powiedziała Matylda. 

Oto Twoja lista zadań - odpowiedział lis - najpierw zbierzesz 10 koszyków jagód i poziomek. To zadania na dziś. Jesli sie przedluzy, dokończysz jutro, a pojutrze zaczniesz kolejne zadanie. Zbudujesz 5 szałasów. Kolejna rzecz to będzie ścięcie drzewa i obcięcie wszystkich gałęzi. Następnie zrobisz ognisko i upieczesz dla mnie coś pysznego. Ostatnie zadanie będzie polegało na szukaniu w lesie chorych zwierzat i pomaganiu im, zrozumiałas?

Dziewczyna była przerażona ogromem pracy jaka ja czekała, jednak nic nie powiedziała, tylko kiwneła głowa. 

V

Było już popołudnie kiedy Klara dotarła do miasteczka. Nigdy nie widziała jeszcze miasta i bardzo ją zaciekawiło. Było tu tyle ludzi. Szła i patrzyła na piękne wystawy sklepów. Najbardziej zachwycił ja sklep z biżuterią i kryształami. Postanowiła tam wejść. 

Dzień dobry - powiedziała do kobiety stojącej za ladą.

To chyba mój dobry dzień - odpowiedziała kobieta - właśnie miałam dać ogłoszenie, ale byc moze juz nie musze, skoro tu jesteś?

Jak to? - zapytała zaciekawiona Klara.

Mam dla Ciebie propozycje. Czy nie zechciałabyś zostac moja pomocnica? Mam coraz więcej klientów i nie daje juz rady z wszystkim nadążyć. Czas kogos zatrudnic. 

Klara bardzo się ucieszyła propozycja pracy w tym pięknym miejscu. Kryształy i drogie kamienie zachwycały ją, więc zgodziła się bez wahania. Kolejnego dnia zaczęła się wszystkiego uczyć, tydzień później potrafiła już rozpoznać prawdziwy kamień od fałszywego i z dużym powodzeniem obsługiwała klientów. Dostała też pokoik przy sklepie i trzy darmowe posiłki dziennie. Wypłata zależała od tego ile udało jej się sprzedać, a radziła sobie coraz lepiej. 

Pewnego razu, włascicielka sklepu nie przyszła do pracy, poniewaz poczuła sie gorzej i poprosiła Klare o przyjęcie nowej dostawy kamieni. Klara zgodziła się, jednak gdy wśród nowych kamieni zobaczyła opal, nie mogła od niego oderwać wzroku i postanowiła go zatrzymać dla siebie. Rozgladneła się dookoła czy nikt jej nie obserwuje i wsunęła kamień do kieszeni. Wieczorem schowała go za piecem w swoim pokoiku. Od tej pory codziennie rano i wieczorem wyjmowała opal i przyglądała mu się godzinami. Mienił sie przepieknie odcieniami zieleni, czerwieni, żółci, a nawet fioletu. 

Jest to najpiękniejszy kamień jaki istnieje na świecie i jest tylko mój - stwierdziła Klara.

Na początku miała jeszcze wyrzuty sumienia,  że kamień przeciez nie należy do niej i powinna go oddać, ale im dłużej przyglądała się mieniącym się barwom, tym bardziej czuła, że kamień jest tylko jej. Nie miała zamiaru nigdy go oddawać. Z upływem czasu, zaczęła też zauważać, że jej oczy nabrały barwy kamienia i zrobiły się zielonkawe. Rok później to nie była już ta sama Klara. Nie interesowała jej już pomóc i uczynność, a kiedy była w pracy myślała tylko o opalu i nie mogła się doczekać momentu kiedy wróci do swojego pokoju i znowu będzie mogła go oglądać. 

Na szczęście dla Klary, właścicielka zdawała się nie zauważyć braku kamienia, w każdym razie nigdy o niego nie zapytała. Zauważyła jednak z czasem jak bardzo zmienia się Klara. Ostatnio nawet zdarzało się jej być opryskliwa dla klientów. 

Dziewczyno, co sie z Toba dzieje? - zapytała pewnego dnia. Nie mozemy sobie pozwolic na takie zachowanie, poniewaz stracimy klientów - dodała - prosze, zastanów sie co robisz i zmień to. 

VI

Matylda padała z nóg po pierwszym dniu pracy. Minął cały dzień, a jej udało się zapełnić zaledwie 3 kosze jagodami. Nie była przyzwyczajona, gdyż jagody zawsze zbierała Klara. Kiedy tylko matka mówiła, że trzeba zbierać jagody, Matylda była już na stryszku. Klara nigdy nie protestowała. Teraz Matylda żałowała, że nigdy nie wybrała się na jagody, bo teraz zbieranie szło by jej z pewnością o wiele szybciej. Napełnienie wszystkich koszy zajęło jej 3 dni.         

Budowania szałasów okazało się katastrofa. Nie potrafiła tego zrobić porządnie. Gałęzie ciągle układały się nie po jej myśli i szałasy rozpadały się. Wreszcie lisowi zrobiło się jej żal i dał jej sznurek, aby mogła powiązać gałęzie. Ostatnie zadanie okazało się wcale nie takie trudne. Uwolniła z sideł cztery zające i nawet poczuła się dumna z siebie. Całość pracy zajęła jej piętnaście dni, jednak nie powiedziała ani słowa. Lis powiedział:

Mysle, ze moge Cie juz odczarować, powiedz mi jednak najpierw jak się czujesz? 

W sumie to całkiem niezle - odpowiedziała - i wiesz co, lisie? Praca wcale nie jest taka zła. Można potem poczuć się dumnym ze swoich osiągnięć. Dziekuje. 

Ciesze sie, ze to zrozumiałas - powiedział z usmiechem lis. - teraz Cie odczaruje i bedziesz mogła pojsc swoja droga. 

Tak też zrobił. Matylda postanowiła wrócić do zagrody. Pomyślała, że teraz na pewno jej się uda zdobyć męża. Już z daleka zobaczyła Dawida.  Tym razem chłopak jej nie poznał i zaprosił ją do domu na kolacje. Kiedy Matylda poszła już spać, staruszka powiedziała do synów:

Tej okazji nie możemy stracić. Najlepiej, bedzie jesli ktorys z Was od razu się jej oświadczy. Nie bede tez na poczatku zbytnio obciążać jej obowiązkami domowymi. Co myślicie?

Dawidowi spodobał się pomysł. Na drugi dzień powiedział Matyldzie, że chciałby, aby w przyszłosci została jego zona, a tymczasem moga jej zaproponować nocleg i posiłki z zamian za pomoc w domu. Matylda od razu zgodziła się na ten pomysł. Staruszka była nia zachwycona, poniewaz pracowała ciezko i sumiennie. Wszyscy byli zadowoleni, a po roku odbyło się huczne wesele. Matylda i Dawid żyli długo i szczęśliwie. Pozostali bracia też wkrótce znaleźli sobie żony i Matylda była bardzo zadowolona mając dwie nowe przyjaciółki. 

VII

Pewnego dnia do sklepu gdzie pracowała Klara przyszedł pewien elegancki młodzieniec. Poniewaz Klara bardzo mu sie spodobała, zaczał przychodzic codziennie i za kazdym razem cos kupował. Włascicielke sklepu bardzo to ucieszyło, poniewaz ostatnio Klara bywała tak niemiła dla klientów, ze kilku straciły. Młodzieniec miał na imię Filip. Chyba nawet nie zauważył on  nieuprzejmości Klary, tak był nią zauroczony. Pewnego dnia zaprosił ją na lody. Klara jednak odmówiła. Od początku starała sie ignorowac Filipa, a teraz naprawde ja zdenerwował.

-Nigdzie z Tobą nie pójdę - powiedziała - a wogole to za często tutaj przychodzisz. Daj juz sobie spokój, naprawde nie masz u mnie żadnych szans! - krzyknęła. Filipowi zrobiło sie naprawde przykro, ale poniewaz nie miał zwyczaju sie nikomu narzucac, nie przyszedł wiecej do sklepu. Klara szybko o nim zapomniała, poniewaz myslała tylko o opalu. Jednak gdy tego wieczoru sięgnęła za piec, okazało sie, ze kamienia tam nie było. Przerażona Klara, pobiegła do pokoju właścicielki. Ku jej zdziwieniu, kiedy zapukała i weszła, pani Emilia siedziała na sofie trzymajac w reku opal. 

- Od początku wiedziałam, że go ukradłeś - powiedziała - jednak liczyłam na to, że go sama oddasz. To ten kamień Cię zmienił. Nie zalezy Ci w ogóle na ludziach. Stałas sie chytra i zła. Od kilku miesięcy odstraszasz mi klientów, dlatego postanowiłam Cie zwolnic. Zabierz to z czym tu przyszłas. Nie dostaniesz wypłaty i ciesz sie ze nie wzywam policji. 

Przerażona Klara zabrała swoje rzeczy i poszła.Nadal nie rozumiała, że właścicielka miała rację. Przez opal stała się próżna i leniwa. Teraz była wściekła. Postanowiła wrócić do matki i obwiniać ją o swoje niepowodzenie. 

Kiedy po dwóch dniach dotarła do chatki, okazało się, że matka zmarła rok temu, a chatka była bardzo zaniedbana. Wtedy przypomniała sobie o Eryku. Postanowiła wrócić do zagrody i tym razem skorzystać z zaproszenia, nie wiedziała jednak, że było na to juz za pozno. Idąc, nie zauważyła ukrywającego się w zaroślach lisa. -Hej, dziewczyno, może potrzebujesz pomocy - zapytał lis. Klara jednak nadal była tak wściekła na pania Emilie, ze całkowicie go zignorowała. Kiedy dochodziła już do zagrody, usłyszała wesołe głosy i zobaczyła trzy piękne kobiety, a wsrod nich swoja siostre, Matylde. Zrozumiała co się wydarzyło i wróciła do chaty, gdzie żyła przez wiele lat zgorzkniała w biedzie i nędzy. 



 

 

Koniec